Levi
nie lubił, gdy wspomnienia niepotrzebnie zaprzątały jego głowę. Zwłaszcza,
jeśli dotyczyły one Petry i pojawiały się tak niespodziewanie, w dodatku
podczas ataku tytanów. Nie wiedział czy złość i dziwne dławienie w gardle,
które się po tych myślach objawiały, pomagały mu w zabiciu tych kreatur, czy
też utrudniały sprawę. Oplątując wielkie łby olbrzymów czarną linką, ścisnął
ich ze sobą i zabił jednocześnie,
doszukując się w swoim stylu walki
jakichś uszczerbek.
Chyba jednak nie jest
tak źle, pomyślał, gdy ze złością zamordował odmieńca,
mającego właśnie pożreć dwójkę trzęsących się ze strachu dzieci, które kurczowo
się do siebie przytulały.
-
Biegnijcie w stronę muru Sina! – ryknął, nie tracąc czujności. – Nie
odwracajcie się za siebie, tam dalej straż powinna wam pomóc!
Mokre
od potu dzieciaki, kiwnęły niepewnie głowami i popędziły we wskazanym kierunku,
jakby ich coś goniło. Cóż… goniło.
Kolejny tytan wyrósł jak z podziemi. Rivaille nie od razu go zauważył, gdyż wzrostem prawie przypominał wysokiego człowieka. Nie mógł mieć więcej niż dwa metry. Jednak Levi szybko się zorientował, że ludzka istotnie nie byłaby nie dość, że naga, to jeszcze pozbawiona narządów płciowych i nie biegłaby ze śliną cieknącą z ust rozciągniętych w szerokim uśmiechu, w stronę dzieci.
Kolejny tytan wyrósł jak z podziemi. Rivaille nie od razu go zauważył, gdyż wzrostem prawie przypominał wysokiego człowieka. Nie mógł mieć więcej niż dwa metry. Jednak Levi szybko się zorientował, że ludzka istotnie nie byłaby nie dość, że naga, to jeszcze pozbawiona narządów płciowych i nie biegłaby ze śliną cieknącą z ust rozciągniętych w szerokim uśmiechu, w stronę dzieci.
-
Ech, gdybyś się choć trochę zamaskował, to może nawet by ci się udało pożreć
swoje ofiary – mruknął pod nosem, dopadając tytana. – Ale jesteś na to zbyt
tępy. Zresztą tak jak cały twój gatunek.
Przestał
patrzeć na parującą głowę kreatury i jeszcze przez chwilę obserwował uciekające
dzieci. Wyższy chłopiec trzymał mocno dłoń rudej dziewczynki i nadawał
odpowiednie tempo. Levi zmarszczył brwi. Przyjaciele, czy rodzeństwo?
Zresztą,
co go to obchodzi?
Zaklął pod nosem zły na samego siebie i jak w amoku zaczął mordować kolejnych tytanów, mając wrażenie, że z każdą kolejną ofiarą, jego złość się powiększa, chociaż powinno być odwrotnie. Lecz nie było. Gęsta posoka brudziła jego ubranie, jednak w tamtej chwili pedantyczna część jego osobowości schowała się gdzieś głęboko, prawie jakby znikła całkowicie. To wy, tępaki jedne. Z okrzykiem odciął kolejny kawałek karku i lawirował ku następnej kreaturze. To wy to zrobiliście. Przeciął ścięgna przy stopach potwora, ty samym sprawiając, że ten upadł, o mało tych stóp pozbawiony. Jak tak tępa istota, pomyślał lądując na głowie tytana. Poczuł jak ta drżała od jego skomlenia. Mogła pozbawić ją życia?
Zaklął pod nosem zły na samego siebie i jak w amoku zaczął mordować kolejnych tytanów, mając wrażenie, że z każdą kolejną ofiarą, jego złość się powiększa, chociaż powinno być odwrotnie. Lecz nie było. Gęsta posoka brudziła jego ubranie, jednak w tamtej chwili pedantyczna część jego osobowości schowała się gdzieś głęboko, prawie jakby znikła całkowicie. To wy, tępaki jedne. Z okrzykiem odciął kolejny kawałek karku i lawirował ku następnej kreaturze. To wy to zrobiliście. Przeciął ścięgna przy stopach potwora, ty samym sprawiając, że ten upadł, o mało tych stóp pozbawiony. Jak tak tępa istota, pomyślał lądując na głowie tytana. Poczuł jak ta drżała od jego skomlenia. Mogła pozbawić ją życia?
Wbił
ostrza w jego szyję i mozolnie wyciął kawałek karku, czekając aż potwór
zupełnie znieruchomieje. Ile już zabił tytanów? Przestał liczyć przy
dziesiątym, o ile w ogóle to robił. Już nawet nie pamiętał. Ale jakie miało to
znaczenie? Co z tego, że zabije dwie, bądź dwieście kreatur, skoro i tak ich
szeregi zdawały się w ogóle nie zmniejszać. A przecież nawet nie mieli jak się
rozmnażać. Przeklęta Hanji. Tyle badań już przeprowadziła, a nie przyniosły one
nic prócz jej szaleńczej radości, które i tak miał już w nadmiarze. Prychnął
pod nosem.
-
Kapralu Rivaille! – Mikasa nagle pojawiła się koło niego, wkładając ostrza w
kaburę. – Mnie i Erenowi udało się wyprowadzić ocalałych do granic muru Sina.
Tam powinna się nimi zająć Żandarmeria.
-
Rozumiem – mruknął do niej, mając zamiar skoczyć na tytana oddalonego od nich o
jakieś pięćdziesiąt metrów.
-
Jakie kroki teraz podejmiemy? – zapytała, opierając dłoń o biodro.
Levi
zmierzył ją uważnym spojrzeniem, po czym wbił wzrok w jej twarz. Podniósł
wysoko brwi.
-
My? – Zdziwił się. – Nie jestem waszym przywódcą. Dopóki ludzie nie znajdą się
w bezpiecznej strefie za murem Sina, nie dopuszczajmy do nich tytanów. Później
sami się tam przeniesiecie, o ile wcześniej nie zostaniecie pożarci. Tutaj nic
już nie możecie zrobić.
-
A ty, co zamierzasz, kapralu? – zapytała, przypatrując się jego znudzonej
twarzy.
-
Co cię to obchodzi? – Po raz kolejny go zdziwiła, ale nie okazał tego i wciąż
mówił nieprzystępnym głosem. – Powinnaś zająć się swoimi sprawami.
Mikasa
skrzywiła się, widocznie żałując wypowiedzianych słów i w milczeniu odskoczyła
na dach pobliskiego budynku, kierując się w stronę Erena. Rivaille prychnął
zirytowany jej zachowaniem. Nie rozumiał tej dziewczyny. Znów rzucił się w tłum
tych nagich potworów, wiedząc, że żaden z nich nie jest w stanie nawet go
drasnąć.
Przetransportowanie
ocalałych zajęło im niewiele czasu. Być może, dlatego, że ocalałych również
było niewielu. Tytani wciąż chwiejnie chodzili po zniszczonej osadzie, szukając
żywych ludzi, ale w większości tych pustych łbów zaświtała myśl, że mięsko
właśnie im odpływało do w miarę bezpiecznych rejonów za murem Sina. Levi prawie
się uśmiechnął, gdy zobaczył ilu z nich szło w jego kierunku. Stał
kilka
metrów przed bramą, którą Żandarmeria powoli opuszczała. Mikasa i Eren
niepewnie zajęli miejsce po jego bokach, wymieniając ze sobą nerwowe spojrzenia.
-
Kapralu Rivaille – zaczął niepewnie Eren, który od czasu, gdy Levi skopał go na
sali sądowej, trzęsie się jak osika na sam jego widok. – Powinniśmy udać się
za mur. Tytani są coraz bliżej, a za chwilę zamkną bramę.
-
Masz rację – wychrypiał Levi, licząc ile kreatur znajdowało się na pierwszej
linii ognia i zaciskając smukłe palce na rękojeściach ostrzy. – Idźcie już.
-
Kapralu…
-
Mikaso, czego nie rozumiesz? – zapytał, a gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi,
westchnął przeciągle. – Idźcie już.
Dziewczyna
spojrzała w stronę Erena i skinęła na niego niepewnie głową, dając znak, że
powinni wykonać to, co mówił Levi. Rivaille może nawet uśmiechnąłby się z
satysfakcją, słysząc jak odwracają się na pięcie jak posłuszne psy i uciekają
do bezpiecznej strefy z murem. Teraz jednak był zbyt przejęty, zbyt zły i
podniecony jednocześnie. Ruszył na pierwszego z brzegu tytana, prawie z pasją
zatapiając ostrza w jego cielsku. Dlaczego tak właściwie został na polu bitwy?
Zupełnie sam, tak naprawdę bez żadnych szans na pokonanie ich wszystkich. Może to z nudów, pomyślał, słysząc
odgłos zamykanej bramy. Ile można było uciekać?
A
może to z nienawiści i żalu?
Kto
dał tytanom uprawnienia, do pozbawiania życia bliskich mu osób?
- Do twarzy będzie ci w tym
mundurze. – Petra siedziała na balkonie,
wymachując nogami, wystawionymi za balustradę, niczym dziecko. – Choć z tak
niskim wzrostem będziesz wyglądał niepoważnie koło kapitana Erwina.
Levi prychnął, marszcząc mocno brwi
i z uwagą przypatrując się blond czuprynie Smitha. Biła od niego pewność
siebie i swego rodzaju siła, zapewne nie tylko fizyczna. Rivaille nie był tym
ani trochę zdziwiony. Ciekawe, jakie to było uczucie, patrzeć jak twoi ludzie zostają
pożerani przez tytanów, ze świadomością, że nie możesz wiele z tym zrobić.
Leniwie przeniósł wzrok na wózek z
ciałami, a raczej resztkami ciał poległych wojowników. Biały materiał, którym
owinięto członki był obficie przesiąknięty krwią. Levi nie był pewny, czy
robiło to na nim jakiekolwiek wrażenie, ale gdzieś tam w środku poczuł swego
rodzaju niepokój. Zerknął na Petre, która błyszczącymi oczami przypatrywała się
powracającym zwiadowcom. Nie podobała mu się jej fascynacja. Szybko przeniósł
wzrok na poręcz balkonu i przejechał po niej palcem. Skrzywił się, gdy została
na nim grudka kurzu. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wytarł swoją dłoń
najdokładniej jak umiał.
- Czy ty umiesz sprzątać? – zapytał
zirytowany dosiadając się do niej. – Za
każdym razem, gdy do ciebie przychodzę masz taki syf, jakby przez twoje
mieszkanie przeleciał huragan, który jednak postanowił oszczędzić kłęby kurzu i
porozwalał resztę rzeczy dookoła.
- Bo rzadko przychodzisz – odparła
spokojnie, nie spuszczając wzroku z orszaku.
- Twój tata nie może dowiedzieć
się, że zadajesz się z kimś takim jak ja, mówiłem ci to już. Mogę tutaj
przebywać tylko pod jego nieobecność.
- Wiem, wiem – mruknęła
niezadowolona.
- Po za tym, fakt, że przychodziłbym
częściej, nie zmieniłoby tego, że masz okropny burdel w domu. Nie będę sprzątać
u ciebie za każdym razem, gdy przekroczę próg.
- Będziesz.
Rivaille skrzyżował tylko ręce na
piersi, nic nie odpowiadając. Petra miała całkowitą rację.
- Pedanciku.
Levi miał zamiar spiorunować
wzrokiem profil dziewczyny, ale ona przestała wpatrywać się w zwiadowców,
pewnie dlatego, że właśnie znikali za rogiem. Ludzie zgromadzeni po bokach,
jedni zalewający się łzami rozpaczy inni szczęścia, zaczęli w pośpiechu
przepychać się do domów. Pewnie miał na końcu języka jakąś ripostę, ale szybko
o niej zapomniał, patrząc w jej błyszczące, brązowe oczy. Odchrząknął zdezorientowany
i w pewnym sensie upokorzony. Nagle zapomniał o wszystkich złośliwych uwagach.
- Obiecaj mi, że nigdy nie wstąpisz
do oddziału, jakiegokolwiek oddziału, nie chodzi mi tylko o zwiadowców. Że nie
będziesz walczyć z tytanami na własną rękę – powiedzieł zupełnie poważnie, nie
spuszczając wzroku z jej twarzy.
- Dlaczego? – zapytała z wyrzutem. –
Mogłabym się przyczynić do wyzwolenia ludzkości! Uratować nas wszystkich.
- Nie, nie mogłabyś. – Prawie warknął.
– Widziałaś te ciała na końcu? Ci ludzie też mieli takie ambicje, również chcieli
wyzwolić świat. I jak skończyli? Rozczłonkowani i na w pół pożarci. Ciebie -
wymierzył w nią palcem – to nie spotka.
Petra zmarszczyła brwi i trąciła
jego dłoń.
- Jakie masz prawo mi rozkazywać?
Niedługo znikniesz mi na trzy lata i poświęcisz je na trening. A później
będziesz wyruszał na wyprawy po za mur, ryzykując swoim życiem. Jesteś
hipokrytą! Dlaczego ja nie mogę walczyć z tytanami, podczas gdy ty możesz?!
Levi zacisnął pięści, czując jak
złość pęcznieje w jego ciele.
- Po pierwsze: nie zniknę na trzy
lata. Nie potrzebuję żadnego treningu, już i tak umiem posługiwać się sprzętem
trójwymiarowym. Po drugie: Ja nie mam rodziny, nie mam znajomych, przyjaciół
bliskich. Nie jestem tutaj potrzebny.
Petra z każdym jego słowem coraz
bardziej rozszerzała oczy, a gdy tylko Rivaille skończył swój wywód, zamachnęła
się i wymierzyła mu policzek.
- W takim razie… Kim ja dla ciebie
jestem?
Rivaille wstrzymał oddech, zdając
sobie sprawę, że jej pytanie bardziej go zaskoczyło niż fizyczny atak. Jej brwi
były teraz boleśnie zmarszczone, usta drżały, a oczy mierzyły go z wyrzutem i
smutkiem. Nagle zapragnął odgarnąć zabłąkany
kosmyk jej włosów za ucho, przyciągnąć ją do siebie i powiedzieć, ze z nią
zostanie i nigdzie się nie wybiera. Ale nie zrobił tego. Patrzył na nią prawie
beznamiętnie.
- Jesteś Petrą – odparł. – Tylko Petrą.
Kolejny policzek nie bolał już tak
bardzo.
Witam wszystkich!
Długo mnie nie było... wiem, wiem. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie :) Nie wiem czemu, ale pewnego dnia, tak po prostu straciłam zapał do pisania rozdziału trzeciego, ale na szczęście odzyskałam go dosyć niedawno, więc jest good. Akcja ciągnie się dosyć ślamazarnie, ale być może to tylko moje wrażenie. Problem jest lepiej: wiem jak zakończę tą historię, wiem jaki będzie finał i mam obmyślone dwa zdarzenia pomiędzy... ale. Z moich obliczeń to ten blog nie będzie miał wielu rozdziałów :/ Dobra, nie mówię hop, bo tak przecież nie jestem pewna jak to wyjdzie.
Ech... i ten wpis, krótki jakiś. Mam ostatnio talent do pisania krótkich rozdziałów :/
Ech... i ten wpis, krótki jakiś. Mam ostatnio talent do pisania krótkich rozdziałów :/
Tak, te wspomnienia Leviego będą bardzo często się pojawiać, kochani. Taki był mój plan od początku :)
Liczę na to, że rozdział wam się podobał i muszę szczerze podziękować za komentarze pod rozdziałem 2. Tak, to one uwolniły mnie od "braku zapału" :)
Pozdrawiam!
I taki śmiechowy Levi na sam koniec. Chyba jeszcze nie wstawiałam :)